Cwajka to potęga. Najciekawsza dzielnica Chorzowa. Wiem, bo mieszkaliśmy w okolicy jakiś czas. Historia jest wielowątkowa i pewno będzie jeszcze okazja do niej wrócić. Dość powiedzieć, że pod nieobecność żony kupiłem na Cwajce nasze pierwsze mieszkanie. Ależ to była fajna nora. Okna na familok, który nieustannie płonął, szemrane bary wokół, sól ziemi na ulicach. Był też pies sąsiadów, który najwyraźniej cierpiał na zapalenie pęcherza. Bidulek nigdy nie zdążył z 3 pietra, więc robił pod nasze drzwi. Po kilku miesiącach sprzedaliśmy lokum sympatycznej parze chłopaków. Transakcję wspominam z równym rozrzewnieniem. To nie były trudne negocjacje, mimo że od początku graliśmy fair przedstawiając pełną listę zalet naszego gniazdka. Chłopcy byli zachwyceni. Jestem pewien, że oni również zanim poczuli się u siebie, obejrzeli dwa razy Taksówkarza. Naprawdę wyprowadzaliśmy się ze Świdra z dużym żalem.
Pojawiam się na swojej ulicy po kilu latach. Wrażenie robi brak większych zmian. Zaglądam w znajome okna. Chłopaków już nie ma. Szkoda, że gdzieś po drodze kontakt się urwał. Normalnie kręciłbym się tu i tam na rowerze. Tym razem jednak spaceruję. Rehabilituję złamany bark w kuriozalnym wypadku. Ostatnie kilka tygodni na koło wsiadałem tylko w jadalni, a i tak musiał mnie ktoś asekurować. Szlag mnie trafiał. Nowiusieńki rower stał i czekał. Nie mogłem jeździć do pracy, nie mogłem jeździć na wycieczki. Nie jadę! Nie fotografuję! Tak to ostatnio bywa. Tfu, niewesoły czas. Na szczęście mam to już za sobą. Zauważam ich w ostatnim momencie. Załap się na nich Sal - słyszę, jakbym czytał to wczoraj. Załapuję się. Gmeram jednocześnie przy tej cholernej ortezie, rzepy nie chcą trzymać. Jeśli coś pójdzie nie tak spróbuję, wziąć ich na litość. Wydaje mi się, że moje kłopoty przełamują lody. A więc jednak! Wypadek miał sens! Natychmiast łączę punkty i wracam do gry. Jest miło. Kilka minut później, na skwerku obok wdaję się w interesująca pogawędkę. Ponoć rzadko trafia się tu tajniak z ortezą. Głupi tajniak.