Grzebiąc w archiwum trzeba się liczyć
z takimi sytuacjami. Jerry miał być jedną z lokomotyw cyklu, ostatecznie jednak
pozostał w szufladzie. Spójrz w obiektyw, spójrz w bok. Można się na tym
przejechać. Jedno jest pewne! Jerry należy do ciekawszych osób, które było
nam dane fotografować w Teksasie.
Bujamy się naszą bryką tu
i tam. Nowi chłopcy w mieście. Łapiemy ten luz, ten styl. Żujemy tytoń. Tfu.
Brązową plwociną zdobimy chodnik, tuż przed nosem szeryfa. Gorąco jak w piekle.
Podkręć klimę stary! Mam gdzieś cały ten klimatyczny bełkot. Tfu. Nie daj się
nabrać na to pieprzenie. Mówię ci, kiedyś dławiłem się niegazowaną wodą. Widzisz
to, co ja? Widzisz? Tam, na godzinie czternastej. No dalej Mike! Podaj mi rytm
obcasem większym od kowadła, ja zanucę jej melodię śmierci. Hej ty! Masz ochotę na
taco z grzechotnika? Prujemy wprost do Meksyku, dziecino. Cii! A niech mnie!
Samo południe.
- Tomek, gość z lewej trąbi na nas,
jedź, mamy pierwszeństwo.
- Przepraszam, zamyśliłem się...
Lytle, TX. Liczy sobie
kilkuset mieszkańców i jest raczej typową, teksańską, nieco senną mieściną.
Jednego możecie być pewni, żadnych chodników. Szosa, motel, charakterystyczna
niska zabudowa, porzucony automat, niegdyś wydający colę, górująca nad
wszystkim wieża ciśnień. W to nam graj. Od początku założyliśmy z Michałem, że
wątki bezpośrednio związane z historią śląskiej diaspory, wpleciemy w jakieś
ogólne tło. Szukamy prawdziwego Teksasu
i tu go znajdujemy. Skąd ta pewność? Nasza bryka to czerwony sedan, a to
znaczy, że stąd po Rio Grande, jesteśmy jedynymi kierowcami poruszającymi się
czerwonym sedanem. W Teksasie dwie półciężarówki przypadają na jednego
obywatela, co, jak łatwo obliczyć, daje
jedną ciężarówkę na pół osobnika dowolnej płci. Poza tym zewsząd
otaczają nas otwarci, skorzy do każdej pomocy mieszkańcy. Jesteśmy w Teksasie.
Już nawet nie pamiętam,
jak trafiliśmy na Jerry'ego. Zdaje się, że nadał nam go ktoś z sąsiedztwa, jako
lokalnego oryginała. Jerry jest znany w okolicy z własnoręcznie wytwarzanych
noży. Rzeczywiście, piękna robota. Dla nas jednak ważniejszy okazuje się fakt,
iż Jerry to Teksas w pigułce. Facet po prostu kocha broń. Kiedy w końcu odnajdujemy
jego dom na uboczu ubocza, nie bardzo wiemy jak to rozegrać. Furtka niby
otwarta, ale po jej przekroczeniu... Jak to się mówi? Niechaj Bóg ma cię w
opiece? Kanonada z ganku, ot tak, na dzień dobry, to oczywiście głupi
stereotyp. Jerry nie ma złych intencji o czym lojalnie informuje: Nothing
inside is worth risking YOUR life for.
- Michał! Michał! Poruszyła się
firanka, tam w oknie.
- Spadamy!
- Już po nas.
Broń krótka, broń długa,
pistolety, rewolwery, własnoręcznie wykonana amunicja, noże, mnóstwo noży.
Jeszcze chwila, a będziemy musieli dostawić drugi stolik, bo cały ten arsenał
na jednym się nie zmieści. Mało? Drugie tyle pozostaje w domu. Jerry mieszka z
synem. Dobrze wiemy do czego służą te wszystkie zabawki. Niekoniecznie też
widzimy tu rozwiązanie problemów, o których wspomina Jerry, a robi to bez
ogródek tak, że momentami więdną uszy. Nie uciekamy z wrzaskiem tylko dlatego,
że większość jego pomysłów to w zasadzie wariacje na temat: dobry człowiek z
bronią kontra zły człowiek z bronią. Jak pokonaliśmy komunę bez wolnego dostępu
do broni? Jerry nie może wyjść z podziwu. My zaś na bok odkładamy rozterki
moralne i podziwiamy Magnum 357. Ten kawał żelastwa jest tak cudownie wyważony,
dosłownie klei się do dłoni, po czym natychmiast traci połowę ze swej wagi.
Panowie
mitrężymy tylko czas. Pakujmy cały ten kram i ruszajmy na strzelnicę.
Oczywiście planujemy tam przede wszystkim zdjęcia, skłamałbym jednak pisząc, że
tylko to nam w głowie. Na wejściu, z plakatu wita nas John Wayne, cała reszta to już
Bruce Willis w akcji. Strzały niosą się
po całej okolicy. Większość przypomina trzask
suchej gałęzi, ale słychać też... bazooka? Jakiś facet ładuje w tarczę turlając się pod stolikiem kawowym. Okazuje się, że ćwiczy obronę własnego salonu w
trakcie rabunku. W Teksasie domowy rabuś musi uwinąć się w kilka sekund. W
przeciwnym razie zaliczy kulkę. Jerry to rozsądny facet, pierwsze kilka minut
metodycznie instruuje nas jak obchodzić się z bronią. Jak trzymać, jak
strzelać, jak podnosić ramię przed, jak opuszczać po. Ściskaj cyngiel jak
dziewczynę. No co ty nie powiesz Jerry? Przestań już jojczeć i dawaj pukawkę.
Jeszcze nie mówiłem, ale swego czasu na zawodach strzeleckich, zgarnąłem
drewniana solniczkę oraz dyplom. No dawaj, dawaj, będę tarczą, będę kulą,
miękko na nogach. Paf. Zabójczy strzał! Dzięki Jerry, dla mnie to tylko dziewiątka.
Kolej na Michała. Paf, paf, paf! Skubany. Robi krótką pauzę, tylko po to by
pokazać nam, jak dalece panuje nad sytuacją. Paf, paf, po ostatni pocisk.
Wówczas, z adrenaliną w uszach, mogłem źle zrozumieć, ale teraz odsłuchuję
nagranie po raz trzeci i wyraźnie słyszę, jak Jerry pieje z zachwytu: Urodzony
strzelec! Współczesny rewolwerowiec!
Don't mess with us!