335

// // Leave a Comment

Dwadzieścia minut i byliśmy przyjaciółmi, kolejne dwie minuty, a staliśmy się tajemnym bractwem, w trzydzieści minut zapuściliśmy brody wypatrując rewolucji wokół. Szaleństwo. W jeden wieczór wywróciliśmy świat do góry nogami. Introwertycy byli ekstra, ekstrawertycy wejrzeli w głąb siebie. Na moment czas się zatrzymał tylko po to, by po chwili perfidnie wrócić do gry. Dobrze wiemy, co to czas. Wszelkimi sposobami próbujemy go przechytrzyć. Raban niemożliwy, nawet jeśli gdzieś wybija pełna godzina mamy to gdzieś. Niech przejmują się inni. Nasza zgraja tu i teraz pieczętuje swój los. Ktoś w potwornym zamieszaniu recytuje fragmenty 'On the Road'. Na rany koguta! Dmuchaj Sal! Być może to kelner wykradający z płaszczy ostatnie drobne. Na operacyjnym stole stanie się kiedyś kobietą i odzyska spokój. Coraz gęściej dłonie pokrywamy numerami telefonów. Szyfrujemy. Ach, to tylko Michał podchodzi do tej bombowej dziewczyny i chyba szepce jej coś do ucha. Jakże pięknie się uśmiechają. Popisowy numer. Zręczny blagier powtórzy go jeszcze setki razy, a my nigdy nie dowiemy się co też tam nawija. Wartkim strumieniem uchodzimy do pobliskiej Olzy, cucimy rozgrzane głowy. Swego czasu Wampir, ot tak dla zwykłej draki, przekraczał granicę w bród. Był niezłym siatkarzem, równie dobrze mógł zostać szachowym arcymistrzem. Grywał partie wcielając się w trzech graczy: własnego dziadka, świnię oraz samego siebie z poprzedniego wcielenia. Odszedł na własnych warunkach. Spadał z wysoka. Jego prochy ze słonecznej Hiszpanii wróciły do domu rejsowym samolotem, choć sosnowiecki półświatek wolał czarter! Boże jedyny! Jakim cudem pamiętać mam drogę do akademika! Wtaczamy się do góry, to pewne. Czy kwitły magnolie? Nie, był październik. Pod numerem 335 łapiemy drugi oddech. Piotrek częstuje nas głowizną z jaką wszystkie matki wschodu wyprawiały synów w świat. Na jednej fali nadajemy ja i przyodziany w turecki sweter okularnik z Bukowna. Też jestem z pipidówy. Zanim nadszedł świt przysięgaliśmy, Grzesiek na Grześka, Tomek na Tomka, Indianin na Kruka. W marzeniach patrzę na swoje dłonie. Widzę wyraźnie odciski ludzi gór. Mniej wyraźnie widzę starte numery. Kierunkowy 32. Kierunkowy 33. Kierunkowy 41.

0 komentarze:

Prześlij komentarz