Rower

// // Leave a Comment
Pytanie najczęściej brzmi: skąd ty ich bierzesz? 

Pan Mieczysław. 
Zazwyczaj przesiaduje w oknie bytomskiej kamienicy. Za pierwszym razem ledwo mi mignął. Za drugim okno było zamknięte. Kolejny przejazd tą samą trasą i znowu tam jest. Akurat zbiera się na burzę, nad Chorzowem słychać już grzmoty. W to mi graj, mam doskonały pretekst.
- Zmoczy mi tyłek co? Może powinienem przeczekać, tu u pana w bramie? Jak pan myśli? 
- Może.
Cholera. Gadka się nie klei. Nie zamierzam jednak tak łatwo rezygnować. Próbuję starej i sprawdzonej metody. W tym konkretnym przypadku wydaje się wyjątkowo uzasadniona.
- Niezłe włosy. To z lat sześćdziesiątych?
- Nie słyszę.
Jest dobrze, jest bardzo dobrze. Mamy tu nieśmiałą zapowiedź interakcji. Czas przejąć inicjatywę.
- Fajnie na zdjęciu by wyglądały. - Krzyczę nie zważając na przechodniów i niestety rosnące zainteresowanie ulicy. 
BingoI Poprawia fryzurę. Dalej idzie już z górki. Otwiera się, zaczyna snuć swoją opowieść. Jest i o włosach, o kopalni, o starych dobrych czasach.
- Nic nie słyszę! Wejdę tam na piętro, tylko rower muszę wtaszczyć. – Pozwalam sobie na mały fortel.
- Niech pan czeka, sam zejdę.
Pan Mieczysław wita się w zaskakująco elegancki sposób. Mowa ciała, sekwencja gestów i słów przywodzą mi na myśl jakiś zapomniany protokół dyplomatyczny. Nieco surrealistyczny efekt potęgują slipy, w których Mietek pojawia się w bramie.




Pan w Żuku.
Widok jest niecodzienny. Stary polski Żuk pełen facetów. Najprawdopodobniej ekipa remontowa wraca z roboty. To ta wersja z metalową budą, przeszklona. Widzę w środku nagie torsy, siedzą. Może na paletach, może na skrzynkach. A niech mnie! Grona gniewu! Łapię się skojarzenia, macham, pokazuję aparat, daję wszelkimi sposobami do zrozumienia, że chciałbym zrobić zdjęcie. Wszystko na nic. Kierowca wyciąga rękę, podnosi do góry kciuk, to chyba na osłodę, odjeżdża. Trudno. Mam zamiar pokręcić się jeszcze w okolicy, kiedy strzela mi do głowy głupi pomysł. Zrobię sobie dłuższy dystans w tempie wysiłkowym. Po pierwszym kryzysie przychodzi czysta frajda. Po kolejnym zaczynają się mroczki. Woda głupcze. Zajeżdżam do pierwszej lepszej piekarni, gdzieś w Maciejkowicach. Dzięki Bogu mają tu lodówkę z napojami. Zamawiam dwie butelki niegazowanej. Kiedy płacę czuję, że ktoś trąca mnie w ramię.
- Jo z tego Żuka.




Odpowiedź brzmi: chodzi o rower. 
Skraca dystans.

0 komentarze:

Prześlij komentarz